Majówka w Monachium była przede wszystkim okazją do robienia
rzeczy, na które zwykle nie mam czasu. Spać do 9.00. Tracić czas na długie
spacery bez celu. Bez pośpiechu popijać kawę w kawiarni czy zwiedzać lokalne
zabytki. Ta ostatnia czynność nieodłącznie kojarzy mi się z wakacjami i bardzo
ją lubię. Odwiedziłam więc Neue Pinakothek,
Pinakothek der Moderne, Schloss Nymphenburg
i wspaniałe Residenz. Kierując się zasadą
„gdzie nie pójdę – wszędzie gary” – właśnie tam oglądałam jeden z najpiękniejszych
arsenałów kuchennych, jakie widziałam w życiu. Wszystko w złocie i brylantach,
z grawerowanymi herbami, z rzeźbionymi, greckimi scenami rodzajowymi…
Wyobrażam sobie amerykańskiego, pieczonego indyka z grillowanymi warzywami na takim półmisku...
A może niedzielny obiad z rodziną na zastawie ze szczerego złota. Na każdym talerzyku herb familii. Ależ to musiało smakować :-)
Nie pogardziałabym winem z takiego gąsiorka. Zamknęłabym oczy i przez chwilę czułabym się jak królewna. Warum nicht :-)
Wyobrażam sobie amerykańskiego, pieczonego indyka z grillowanymi warzywami na takim półmisku...
Nie pogardziałabym winem z takiego gąsiorka. Zamknęłabym oczy i przez chwilę czułabym się jak królewna. Warum nicht :-)
Komentarze
Prześlij komentarz