Nie jest dla nikogo zaskoczeniem, że będąc na wakacjach w
odległości plus minus 20 km od morza, gdy tylko w telewizji pogodynka z długimi
nogami oznajmi „będzie słońce!”, każdy pakuje dorobek życia, tobołek zarzuca na
plecy i rozpoczyna krucjatę na plażę.
Gdy już tam dotrze zwykle (z rozmysłem) wybiera miejsce spoczynku między grajdołkiem rodziny z 3 małych, rozkrzyczanych dzieci, 3 pań z uzdrowiska oraz rodziny z 2 kłócących się dzieci. Nowy plażowicz szybko rozpakowuje swój dobytek i zaznacza swoje terytorium, rozkłada kocyk, równiutko obok siebie dwa ręczniki, samo rozkładający się namiocik (hit sezonu), a wszystko ogradza parawanem lub dwoma. Niektórzy dodatkowo kopią fosę dokoła swojego zamku, aby jeszcze dobitniej zaznaczyć, gdzie kończy się przestrzeń sąsiada, a zaczyna moje królestwo. Potem dzielnie siedzi i pilnuje twierdzy. W końcu tak wiele energii włożył w jej budowanie. Urlop idealny…
Przyjrzyjmy się jednak rodzinie z 3 małych, rozkrzyczanych dzieci. Rodzice najchętniej wybraliby inny sposób spędzania urlopu, może wycieczka rowerowa, może zwiedzanie okolicznych zabytków, ale…
Dorośli zauważyli już wcześniej, że ich pociechy przy zetknięciu z plażą i morzem dostają rzadko obserwowanego u nich stanu błogości i rozanielenia. Gdy tylko tobołki zostają złożone w miejscu docelowym zaczynają radośnie przebierać nóżkami. W pośpiechu zdejmują z siebie fatałaszki, biegną sprawdzić, jaka jest woda… Moment i już są w wodzie. I tak mogą moczyć się godzinami. Raz po raz wypełzają szczęśliwe na brzeg, napiją się, podjedzą coś, wezmą nową zabawkę do utopienia, ugrzeją się pod ręcznikiem, wykopią dołki, zasypią je, kopią nowe, przesypią tony piachu… Dzień idealny dla mojego syna – dzień na plaży.
Są i tacy, dla których samo przebywanie na plaży w słońcu jest wyznacznikiem udanego urlopu. Gdy nie ma plażowania, znaczy, że wakacje były do d…, nic tylko zmarnowany czas.
Dziś trafiłam na takich zdesperowanych turystów, a właściwie ich tłum. W jakimś amoku rozkładali swe manatki na granicy wody, żeby broń Boże nie zrobić 10 kroków do wymarzonej niebieskiej toni. Leżaczek w leżaczek, ręczniczek w ręczniczek, namiocik w namiocik. I żeby nie było, legowisko musi być tuż przy wyjściu z plaży. I musi być blisko baru. Miałam kłopot ze zjechaniem w godzinach szczytu na stały ląd, musiałam lawirować między bardzo krzywo patrzącą na mnie panią z hamburgerem na różowym ręczniku z lewej, a wielodzietną rodziną na kocyku z prawej i tak 4 rzędach.
„Gotowana kukurydza, 2 kolby 7 zł. Świeżutka gotowana kukurydza. Pyszne gorące kolby kukurydzy”
„Pyszna mrożona kawusia ze śmietanką. Orzeszki w karmelu”
„Lody wodne. Lody w rożku. Lody na patyku”
„Rolowany gyros” (codziennie o 1 zł drożej)
„Pyszne naleśniki z serem”
Ci, którzy nie boją się oddalić od prawie siłą zdobytego perfekcyjnego miejsca plażowania i nie liczą się z groszem, idą posilić się do okolicznych knajp, zwanych smażalniami, barami, a nawet restauracjami. „Zapraszamy na świeżą rybkę (smażoną, z grilla, pieczoną i jaką tylko klient sobie wymyśli)”, „pyszne szaszłyki”… Po ostatnim materiale w TVN24 mam dystans do takich przybytków, ale przyznaję się bez bicia, nie wyobrażam sobie wakacji nad morzem bez ryby na talerzu. Z moich obserwacji jednak wynika, że większość turystów tu w Świnoujściu nie ogląda TVN24.
Przy wejściu do mojej ulubionej smażalni zapuściłam żurawia na zaplecze i kuchnię, aby uspokoić moje sumienie. Rzuciłam okiem i się uspokoiłam. To co zobaczyłam nie przyprawiło mnie o zawał serca, więc zdecydowałam się zaryzykować życie i zdrowie mojej rodziny. Na wszelki wypadek zamówiłam dorsza pieczonego z warzywami z folii. I muszę przyznać, że się nie rozczarowałam. Fakt, byłam bardzo głodna i bardzo spragniona dobrej rybki, ale naprawdę mi smakowało.
Jutro młodszy mój syn kończy 2 lata. Czeka nas wyjątkowa podróż do oceanarium, do motylarium i tradycyjnie na pizzę na molo w Heringsdorfie o zachodzie słońca.
Gdy już tam dotrze zwykle (z rozmysłem) wybiera miejsce spoczynku między grajdołkiem rodziny z 3 małych, rozkrzyczanych dzieci, 3 pań z uzdrowiska oraz rodziny z 2 kłócących się dzieci. Nowy plażowicz szybko rozpakowuje swój dobytek i zaznacza swoje terytorium, rozkłada kocyk, równiutko obok siebie dwa ręczniki, samo rozkładający się namiocik (hit sezonu), a wszystko ogradza parawanem lub dwoma. Niektórzy dodatkowo kopią fosę dokoła swojego zamku, aby jeszcze dobitniej zaznaczyć, gdzie kończy się przestrzeń sąsiada, a zaczyna moje królestwo. Potem dzielnie siedzi i pilnuje twierdzy. W końcu tak wiele energii włożył w jej budowanie. Urlop idealny…
Przyjrzyjmy się jednak rodzinie z 3 małych, rozkrzyczanych dzieci. Rodzice najchętniej wybraliby inny sposób spędzania urlopu, może wycieczka rowerowa, może zwiedzanie okolicznych zabytków, ale…
Dorośli zauważyli już wcześniej, że ich pociechy przy zetknięciu z plażą i morzem dostają rzadko obserwowanego u nich stanu błogości i rozanielenia. Gdy tylko tobołki zostają złożone w miejscu docelowym zaczynają radośnie przebierać nóżkami. W pośpiechu zdejmują z siebie fatałaszki, biegną sprawdzić, jaka jest woda… Moment i już są w wodzie. I tak mogą moczyć się godzinami. Raz po raz wypełzają szczęśliwe na brzeg, napiją się, podjedzą coś, wezmą nową zabawkę do utopienia, ugrzeją się pod ręcznikiem, wykopią dołki, zasypią je, kopią nowe, przesypią tony piachu… Dzień idealny dla mojego syna – dzień na plaży.
Są i tacy, dla których samo przebywanie na plaży w słońcu jest wyznacznikiem udanego urlopu. Gdy nie ma plażowania, znaczy, że wakacje były do d…, nic tylko zmarnowany czas.
Dziś trafiłam na takich zdesperowanych turystów, a właściwie ich tłum. W jakimś amoku rozkładali swe manatki na granicy wody, żeby broń Boże nie zrobić 10 kroków do wymarzonej niebieskiej toni. Leżaczek w leżaczek, ręczniczek w ręczniczek, namiocik w namiocik. I żeby nie było, legowisko musi być tuż przy wyjściu z plaży. I musi być blisko baru. Miałam kłopot ze zjechaniem w godzinach szczytu na stały ląd, musiałam lawirować między bardzo krzywo patrzącą na mnie panią z hamburgerem na różowym ręczniku z lewej, a wielodzietną rodziną na kocyku z prawej i tak 4 rzędach.
Kulinarnie plaża jest dość jałowym obszarem. Główną zasadą
jest: każdy je to, co ze sobą przyniesie. Dla niegospodarnych, czytaj zamożnych
pozostaje korzystanie z usług obnośnych sprzedawców. Ci w pełnym słońcu targają
swoje frykasy najczęściej na plecach lub w podręcznych termosach. Niczym
wahadło Foucaulta chodzą w tą i z powrotem wykrzykując z udawanym przekonaniem,
cytuję:
„Hiszpańskie chipsy, nachos”„Gotowana kukurydza, 2 kolby 7 zł. Świeżutka gotowana kukurydza. Pyszne gorące kolby kukurydzy”
„Pyszna mrożona kawusia ze śmietanką. Orzeszki w karmelu”
„Lody wodne. Lody w rożku. Lody na patyku”
„Rolowany gyros” (codziennie o 1 zł drożej)
„Pyszne naleśniki z serem”
Jak widać dużego wyboru nie
ma, ale zdesperowany konsument,
który pilnuje swojego grajdołu jak lew albo po prostu nie chce mu się ruszyć
czterech liter z koca, może pokonać mały głód, a nawet bywa że i ten duży.
Ja należę do grupy, która na plaże nie dosyć że zabieram pół
domu, to jeszcze pół lodówki. Rano smażę dla małych naleśniki z moim dżemem
truskawkowym, a dla dużych kanapeczki, do tego po flaszce picia dla każdego i
na wszelki wypadek banany. Niektórzy, zwłaszcza Ci więksi zasługują na
wyjątkowe traktowanie i dostają w ramach uznania całokształtu puszkę złocistego
napoju, dla którego kopią się głęboki dołek, co by wciąż miało nieustannie
temperaturę zalecaną przez ekspertów.Ci, którzy nie boją się oddalić od prawie siłą zdobytego perfekcyjnego miejsca plażowania i nie liczą się z groszem, idą posilić się do okolicznych knajp, zwanych smażalniami, barami, a nawet restauracjami. „Zapraszamy na świeżą rybkę (smażoną, z grilla, pieczoną i jaką tylko klient sobie wymyśli)”, „pyszne szaszłyki”… Po ostatnim materiale w TVN24 mam dystans do takich przybytków, ale przyznaję się bez bicia, nie wyobrażam sobie wakacji nad morzem bez ryby na talerzu. Z moich obserwacji jednak wynika, że większość turystów tu w Świnoujściu nie ogląda TVN24.
Przy wejściu do mojej ulubionej smażalni zapuściłam żurawia na zaplecze i kuchnię, aby uspokoić moje sumienie. Rzuciłam okiem i się uspokoiłam. To co zobaczyłam nie przyprawiło mnie o zawał serca, więc zdecydowałam się zaryzykować życie i zdrowie mojej rodziny. Na wszelki wypadek zamówiłam dorsza pieczonego z warzywami z folii. I muszę przyznać, że się nie rozczarowałam. Fakt, byłam bardzo głodna i bardzo spragniona dobrej rybki, ale naprawdę mi smakowało.
Jutro młodszy mój syn kończy 2 lata. Czeka nas wyjątkowa podróż do oceanarium, do motylarium i tradycyjnie na pizzę na molo w Heringsdorfie o zachodzie słońca.
Aguś, całusy dla Misia z okazji pięknych urodzin! 2 latka to nie w kij dmuchał ;)
OdpowiedzUsuńHeringsdorf po polsku będzie jak? Śledziowo?
Boski opis wakacji. Normalnie popłakałam się ze śmiechu :D