Kolejny tydzień, kolejna dostawa prawdziwego mleka, czyli moje
drugie spotkanie z twarożkiem. A właściwie drugie i trzecie podejście do
zsiadłego mleka. Drugie i trzecie podejście z nadzieją na zrobienie pysznego
twarożku.
Tym razem mleko zsiadałam w tym samym garnku, co miał się ogrzewać.
Starałam się jak najmniej nim ruszać, mieszać i trząść. Kiedy już było
wystarczająco skwaśniałe, delikatnie ze spiżarki przestawiłam naczynie na piec i
podgrzewałam właściwie nie mieszając, tylko obracałam garnek co chwilę. Po
kilku minutach zaczęła się oddzielać serwatka. Twarożek delikatnie przełożyłam
na sito, wyszedł zupełnie inny niż pierwszy przed tygodniem. Nadal było go bardzo mało, ale skrzepy sera
były duże, wilgotne i lekko kwaśne. Bardzo smakowity nabiał.
Połowę mleka postanowiłam także przerobić na twarożek metodą
mojej mamy. Najpierw ugotowałam surowe mleko i do gotującego się - dodałam
zsiadłe. Proporcje mniej więcej 1:1. Gdy oddzieliła się serwatka , pojawiły się
skrzepy, przelałam wszystko przez gazę, zawiesiłam nad miseczką i poczekałam,
aż odsączy się cała serwatka.
Ta metoda także okazała się skuteczna, ale ser całkiem inny.
Twarożek wyszedł bardzo delikatny, ale suchy, a ilość także nie powaliła mnie.
Dzisiejsze eksperymenty z serem uważam za udane. Z tydzień
będę udoskonalać receptury. No chyba, że ktoś mi sprzeda nowy przepis i znów
będę eksperymentować. Nowości nigdy dość.
Komentarze
Prześlij komentarz