Dawno, dawno temu moi rodzice przyjaźnili się z pewną Krysią. Krysia mieszkała
pod Łęczycą i zajmowała się hodowlą gęsi. Na skalę przemysłową. Miała stada
liczące plus minus 10 - 20 tysięcy sztuk. Ponieważ kontakty towarzyskie
układały się intensywnie, surowca nie brakowało, stąd też doskonale pamiętam
smak gęsiny w wersji pieczonej, faszerowanej, marynowanej, gotowanej i każdej
innej - wyśmienitej.
Od pewnego czasu Pani od gąsek nie bywa już u moich rodziców, z tego co wiem gąsek też już nie hoduje, ale zawsze te „ptice” będą mi się z nią kojarzyć. W razie by kiedyś czytała tego bloga - przesyłam serdeczne pozdrowienia :-)
Kiedy więc dostałam SMSa od Karoliny, że szuka wspólnika do gęsi w Rzymiance, długo się nie zastanawiałam. Umówiliśmy się w dwie rodziny na niedzielne popołudnie. Nie mogłam się doczekać tego spotkania, tak jak zawsze ekscytuję się na zapas zapowiedzianymi ucztami.
Wróćmy do niedzielnego wieczoru z gęsia w roli głównej.
Zasiedliśmy przy ślicznie nakrytym okrągłym stole. Przy stole obok Pan kucharz dzielił upieczoną specjalnie dla nas w całości gąskę, nakładał na talerze i kusił zapachami.
Pieczeń podzielono na 6 części, rozdysponowano demokratycznie nadzienie - pyszna kasza perłowa z wątróbkami drobiowymi i podawano z modrą kapustą z rodzynkami. Uczta godna Świętego Marcina, może nawet wszystkich świętych J Wszystko świetnie doprawione, mięso może odrobinę przesuszone, ale za to kapusta rewelacyjna.
Wciąż się uśmiecham na wspomnienie wieczoru J
Od pewnego czasu Pani od gąsek nie bywa już u moich rodziców, z tego co wiem gąsek też już nie hoduje, ale zawsze te „ptice” będą mi się z nią kojarzyć. W razie by kiedyś czytała tego bloga - przesyłam serdeczne pozdrowienia :-)
Kiedy więc dostałam SMSa od Karoliny, że szuka wspólnika do gęsi w Rzymiance, długo się nie zastanawiałam. Umówiliśmy się w dwie rodziny na niedzielne popołudnie. Nie mogłam się doczekać tego spotkania, tak jak zawsze ekscytuję się na zapas zapowiedzianymi ucztami.
Rzymiankę lubię zawsze, ale najbardziej w maju, kiedy
organizują festiwal szparagów i proponują szparagożercom najlepsze dania
szparagowe EVER. Ale o tym innym razem.
Zasiedliśmy przy ślicznie nakrytym okrągłym stole. Przy stole obok Pan kucharz dzielił upieczoną specjalnie dla nas w całości gąskę, nakładał na talerze i kusił zapachami.
Pieczeń podzielono na 6 części, rozdysponowano demokratycznie nadzienie - pyszna kasza perłowa z wątróbkami drobiowymi i podawano z modrą kapustą z rodzynkami. Uczta godna Świętego Marcina, może nawet wszystkich świętych J Wszystko świetnie doprawione, mięso może odrobinę przesuszone, ale za to kapusta rewelacyjna.
Wciąż się uśmiecham na wspomnienie wieczoru J
Osobiście nie piekłam jeszcze nigdy kaczki, ale jak tylko
wpadnie mi gdzieś w oko, pod koła albo sama do lodówki, na pewno nie pozwolę
jej uciec J
PS. I to wcale nie tak, że nic innego nie robię, tylko się
szlajam po knajpach ;-)
Komentarze
Prześlij komentarz