Przejdź do głównej zawartości

Świnoujście po sezonie


Udało nam się wygospodarować weekend i wyrwać do Świnoujścia. Z całą rodziną w piątek w nocy śmignęliśmy nad morze. Pomimo, że troszkę pomyliliśmy drogę- drogowcy zafundowali nam kiepsko oznakowane objazdy- dojechaliśmy na miejsce w 4 godziny z minutami. I ynów okazało się, że mam szczęście- w sobotę przywitało nas fantastyczne słońce, a po plaży chodziliśmy w koszulkach z krótkim rękawem. Dzieciaki bawiły się w największej w Polsce piaskownicy, a my na kurtkach odsypialiśmy krótką noc. Żartuję z tym odsypianiem, ale leżenie na plaży, słuchanie szumu fal z zamkniętymi oczami działa  jak turbodopalacz dla mojego ciała i duszy. Nic skuteczniej mi nie czyści głowy z myśli natrętnych, złych, niepokojących... jak regularne obijanie się fal – z lewej na prawą i  z powrotem - w mojej głowie. Pół godziny na brzegu wystarczy, aby zresetować i zrestartować sposób odbierania i postrzegania świata. To jest lepsze niż psychoanaliza z rewolucją kuchenną Magdy Gesller razem wzięte! Chyba zakupię sobie wreszcie szum fal na płycie. Próbowałam kiedyś je nagrać, ale zawsze w tle było moje gadanie, ewentualnie szczekanie psa harcującego bez smyczy na plaży dla czworonogów J

Pobyt w Świnoujściu w październiku różni się radykalnie od wizyt letnich. Większość knajp jest pozamykanych , a nawet (dosłownie) pozabijanych dechami, jedna nawet wyburzona... Pozostałe trzymają poziom lub zapadają w jesienny, bezbarwny letarg z nastawieniem na segment rynku zwany "trzeci filar", do tego po niemiecku. Po raz kolejny jestem w mieście poza sezonem i zawsze ten widok mnie zaskakuje, choć nie wiem czemu. Na deptaku, na plaży, w lokalach, w pensjonatach dominują Niemcy w wieku 65 +. Zachowują się jakby byli u siebie, z absolutnym luzem i bez kompleksów. Trochę im tego zazdroszczę, chciałabym dożyć emerytury (serio, serio) i do tego mieć zdrowie i kasę, żeby się nią cieszyć.  
Właściwie w Świnoujściu spędziliśmy tylko jeden dzień, cały dzień. Ale za to odwiedziliśmy dwa lokale. Jedne z naszych ulubionych. Miejsce na obiad wybierał Janek. Wybrał Amsterdam – ten, w którym dają najlepszego grzańca w mieście. Zamówiliśmy po sałatce i powiem szczerze, następnym razem pójdę tam jednak na grzańca. Sałatka była ślicznie podana, ale ta z mięskiem kaczym – za twardym, a druga z mięskiem kurczaczkowym – za suchym. Reszta ok, ale bez zadęcia i rewelacji.



Odwiedziliśmy także naszą ulubioną kawiarnie Gelati przy fontannie z głową smoka. Tam się nie zawiedliśmy. Kawa rewelacyjna, podanie śliczne i smaki jak zawsze. Do tortu czekoladowego miałam aż dwóch wspólników J Małym zgrzytem było tylko to, że Janek poprosił do swojeg deseru „Pszczółka Maja” kulkę lodów truskawkową i czekoladową, zamiast której dostał waniliową. Ładnie poprosił Panią, aby następnym razem pamiętała, że on takie lubi a nie inne J

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Łosoś kiszony

W ubiegły weekend brałam udział w uroczystościach związanych z I Komunią Świętą naszej chrześnicy. Uroczystość zacna, piękna, uduchowiona. Dziecko zadowolone i odpowiednio zmotywowane. Wbrew panującej modzie uroczysty obiad odbył się w domu, tak jak drzewniej bywało. Obiad przygotowali właściwie wszyscy. Każdy coś wniósł od siebie. Nawet jeśli nie gotował w kuchni, to szykował stół. Menu było tradycyjne, ale takie jak wszyscy lubią. Przystawka: kiszony łosoś na sałacie z octem balsamico. Zupa: rosół z makaronem Danie główne: schab ze śliwką, zrazy wołowe, młoda kapusta, sałatka marchewkowa z jabłkiem, młode ziemniaczki, kluski śląskie Deser: tort, sernik, szarlotka z lodami *** Wszystko co powyżej już kiedyś gotowałam, piekłam i pichciłam. Jedynie łosoś kiszony mnie zafrapował. Mama zdradziła mi na szczęście jak go zrobiła i teraz mogę się z Wami podzielić dobrą nowiną. Bo proste to, a pyszne!! Bardzo świeży płat łososia należy oczyścić i umyć, oskrobać ...

Łódeczki z cykorii z serem pleśniowym, gruszką i orzechami

Każdy na pewno ma swoje TOP TEN kulinarne, spisane lub ujawniające się przy wyjątkowych okazjach. Na mojej liście bardzo wysokie miejsce zajmuje ser z niebieską pleśnią, najlepiej w duecie z gruszką lub winogronem. Kiedy za oknem pogoda nastrajająca melancholijnie, siąpi deszcz, wiatr zwiewa czapki z głów, trudno się skupić, lubię zrobić coś nie pracochłonnego, prawie dietetycznego, zawsze smakowitego -   łódeczki z cykorii serem pleśniowym z gruszką i orzechami. 2 cykorie 100 gram sera z niebieską pleśnią (typu rokpol) 1 słodka gruszka garść orzechów włoskich ocet balsamiczny Przygotowanie super proste. Na listku cykorii ułożyć pokrojone w cienkie plasterki gruszki, pokruszyć ser, dodać kilka kropel octu balsamicznego i udekorować orzechem. Nigdy nie mam dość J

Kurpiowskie smaki

    Kilka dni temu uczestniczyłam w wyprawie na Kurpie, czyli w rejon Polski dotąd mi znajomy tylko z nazwy jak Nowa Zelandia czy Przylądek Dobrej Nadziei. Okazało się, że ten malowniczy rejon jest zaledwie 400 km stąd, tuż przed Mazurami, na granicy Mazowsza. Widoki są tam aż po horyzont, pola zielone, na nich krówki jak z Chełmońskiego. Pewnie tu nas też tak kiedyś było, zanim deweloper zaczął budować białe domki z mini ogródkami z katalogu, zanim wprowadzono gospodarstwa wielkopowierzchniowe i wszędobylską modyfikowaną lub nie modyfikowaną genetycznie kukurydzę. Widoki sielskie, noce naprawdę czarne, a ludzie zaciekawieni i przyjaźnie nastawieni. Wsi spokojna, wsi wesoła… Wyprawę organizowała Lokalna Grupa Działania Źródło, stowarzyszenie działające na rzecz gmin Dopiewo, Buk i Stęszew.   Byliśmy zakwaterowani w gospodarstwie agroturystycznym Dorota w Czarni. Miejsce idealne dla zbłąkanego turysty, gdzieś między polami i lasami, do końca nie wiadomo gdzie. Od...