Nie pamiętam, żebyśmy w moim domu rodzinnym przed Bożym Narodzeniem wpadali w szał piernikowy. W grudniu zdecydowanie na naszym stole królował wtedy makowiec pieczony przez babcię Helenkę. (Nigdy nie udało mi się odtworzyć jego smaku, ale obiecuję sobie jeszcze w tym roku spróbować.)
Nie pamiętam, co skłoniło mnie po raz pierwszy do upieczenia pierniczków. Nie pamiętam też, kiedy pierwszy raz je upiekłam. Od tego czasu minęło jednak sporo czasu, a moja kolekcja foremek rozrosła się do rozmiarów kolekcjonerskich. Z roku na rok powiększam pudełko, w którym je chowam. A przecież nie powiedziałam jeszcze w tym temacie ostatniego słowa. Kiedy przychodzi grudzień wpadam w amok pieczenia. Przy pierwszej nadarzającej się okazji zakradam się w sklepie do półki z dekoracjami do ciast i uzupełniam zapasy kolorowych pisaków, posypek i cukrowych płatków. Znów dopada mnie wewnętrzny imperatyw z cyklu "jeśli nie upiekę pierników TERAZ - Mikołaj nie przyjdzie, śnieg nie spadnie i prezydent Obama odwoła Święta".
W tym roku poszalałam i piekłam na trzy raty, jednym słowem produkcja hurtowa. Fantastycznie pomagali mi moi domownicy, za co im bardzo serdecznie dziękuję. Lubię wspólne kucharzenie. Zagniataliśmy razem ciasto, potem wspólnie wykrawaliśmy finezyjne kształty, aż wreszcie ozdabialiśmy je na cztery ręce. Ten ostatni etap lubię najbardziej.
Kiedy zaczynamy dekorować ciasteczka wszyscy nagle robią się
strasznie głodni i chętni do degustacji, co by sprawdzić czy oby na pewno
wyszły dobre :-) Muszę głodomorów przeganiać, choć mam dla nich przygotowanych
kilka ciasteczek. Ryzyko podżerania jest wkalkulowane w tą robotę - wszak to
nasza rodzinna tradycja :-)
1,2 dag masła
0,5 szklanki miodu (albo ile nam pasuje)Przyprawa do piernika
Cukier
0,5 kg mąki
2 jajka
Soda
Masło, miód cukier i przyprawę do piernika łączymy i
podgrzewamy. Następnie dodajemy pozostałe składniki. Wyrabiamy ciasto na gładką
masę (co by się nie kleiło do paluszków, ani wałka). Wałkujemy cieniutko (pół
centymetra lub cieniej), wycinamy fikuśne kształty i pieczemy ok. 10- 15 minut w temperaturze 180 st. C.
Wszystko malujemy kolorowymi lukrami, wyklejamy płatkami
migdałowymi, zasypujemy wiórkami kokosowymi itd. Odstawiamy do pudełeczka i
niech czekają na święta J
- Nie należy oszczędzać na
jajkach, inaczej ciasto będzie się rozwarstwiało.
- Pierniki są niezwykle
wrażliwe na temperaturę pieczenia. Kilka minut więcej spędzonych w
piekarniku może z ciasteczkowego ludka zrobić murzynka.
- Dziurkę na sznureczek,
trzeba zrobić przed pieczeniem.
PS. Moje pierniki w tym roku wypłynęły na szerokie wody. Dotąd cieszyłam się nimi ja, moja rodzinka i ewentualnie przyjaciele, którzy czasem stawali się posiadaczami świątecznej - pierniczkowej niespodzianki. Pierniki dołączyły mianowicie do świątecznych zestawów serwowanych klientom Domu Wina w Skórzewie.
Komentarze
Prześlij komentarz