Czasem bywa tak, że nie mam głowy do gotowania. Biegam w koło,
załatwiam miliony spraw. Latam to tu, to tam. Po drodze pralnia, zakupy i
stacja benzynowa. Albo przedszkole, szkoła i praca. Wpadam wtedy po zakręconym
dniu zdyszana do domu (zwykle w okolicach popołudnia), a rodzina patrzy na mnie
błagalnym i głodnym wzrokiem „co na obiad?”. Zwykle w tym dniu akurat
marzyłabym o tym, żeby obiad sam się ugotował, spadł w paczce z darami, lub ewentualnie,
żeby któryś z domowników wpadł na pomysł upichcenia czegoś. Ale zwykle wtedy wszystkie
znaki na niebie i ziemi jednoczą się przeciwko mnie i dodatkowo lodówka jest
pusta. Pusta z punktu widzenia obżartusa, bo przecież ja – wytrawna bojowniczka
o prawo do jedzenia widzę tam kilka produktów, które zdatne są jeszcze do
pożarcia.
Smacznego.
Po krótkim wstępie przejdę do meritum, choć ostatnio
słyszałam od kogoś, że moje opowiastki są ciekawsze od moich przepisów ;-)
Kwestia smaku.
Wróciłam zdyszana do domu, rodzina chciała jeść, a ja
musiałam szybko coś wykombinować.
W domu ZAWSZE mam makaron. Może nie w każdym rodzaj, wielkości
i kształcie, ale mam.
Znalazł się także pomidor i dwa jajka. Obiad gotowy.
Makaron ugotowałam al dente. Na gorącej patelni rozbiłam jajka,
dodałam makaron, pokrojone pomidory, garstkę zielonej natki pietruszki, sól i
pieprz. Smażyć dłuższą chwilę. I już.
Przygotowanie całości zajmuje tyle czasu ile ugotowanie makaronu
+ 7 minut na patelni. A wszyscy w domu zadowoleni JSmacznego.
Komentarze
Prześlij komentarz