Są to moje najukochańsze owoce na świecie. Choć czasem
zajadając się innymi owocami mogłabym w przypływie nagłej namiętności
powiedzieć o innych to samo, będzie to, że zacytuję naszą Panią Wójt,
pomówieniami i oszczerstwami. Czereśnie może nie są sensem mojego życia, ale
bez nich mój świat byłby duuuużo uboższy.
W całym moim życiu targana najgorętszymi emocjami wspinałam się
na wysokie drzewa, aby zdobyć choć jedną, malutką, czerwoną czeresienkę.
Drzewka na działce rodziców broniłam jak lwica przed moim bratem i szpakami. I
absolutnie nie zraża mnie to, że w tym roku znów są cholernie drogie.
Wczoraj, gdy wieczorem wracałam z Opalenicy, tuż przed
Bukiem odkryłam sad czereśniowy. Niepozorny, ale skrywający skarby cenniejsze
dla mnie niż kapusta. I znów poczułam się jak nastolatka. Podskakiwałam z
radości na widok drzewek oblepionych owocem. Biegałam jak dziecko między
roślinkami z aparatem fotograficznym i mlaskałam z wrażenia. Właściciele plantacji
patrzyli na mnie z lekkim zaskoczeniem, ale cóż, zawsze miałam kłopot z trzymaniem
emocji na wodzy, a z wiekiem przestało mi przeszkadzać, kto mnie jak odbiera.
W drodze do domu objadałam się szczęśliwa czereśniami
słuchając składanki piosenek sprzed 15 lat. Dziś od rana wydrylowałam część,
zasypałam cukrem, czekam, aż puszczą sok. Po południu zaleję je wódką i odstawię
w ciemne miejsce na jakiś czas…
Życie jest piękne J
Komentarze
Prześlij komentarz