Przejdź do głównej zawartości

Chińszczyzna po polsku

 Czy te sajgonki mają coś wspólnego z chińskimi 春卷? Ale czy powinny mieć?

***

W Łodzi, na jednym z podwórek przy Piotrkowskiej było nasze ChinaTown. Na placyku stało kilka bud z jedzeniem w stylu azjatyckim, działały całą dobę. Obowiązkowy finisz każdej imprezy. Miejsce miało status kultowy, choć żarcie było w większości marnej jakości. Czy nam to przeszkadzało? Czy miało to cokolwiek wspólnego z kuchnią chińską? Nikt się nad tym nie zastanawiał. Było tanio i najważniejsze że w ogóle było. Jak nie trudno się domyśleć, nazwa wzięła się od dekoracji, dań i osób tam pracujących. Wszystkie lokale były obwieszone czerwonymi lampionami ze dziwnymi znaczkami, w których czasem, podczas długiego oczekiwania na danie, doszukiwaliśmy się sensu. Osoby tam pracujące ewidentnie pochodziły z dalekiej Azji, ale powiedzmy szczerze, nikt nie wnikał skąd. Podejrzewam, że dość dobrze rozumieli język polski, ale ze sobą porozumiewali się tak, żebyśmy my nie kumali ich w ząb. Dla nas, grupy młodych ignorantów byli to po prostu Chińczycy. Identyczna sytuacja była z daniami. Sajgonki, wołowina w sosie słodko- kwaśnym czy kurczak w pięciu smakach na zawsze w mojej głowie wyznaczyły kanon chińskiego jedzenia.

Nigdy w życiu nie byłam w Azji. Naoglądałam się natomiast ostatnio programów kulinarnych, rozmawiałam z ludźmi i przeczytałam kilka książek… Dochodzę do wniosku, że prawdziwego dania chińskiego to ja jeszcze nie jadłam. Wszystko co mi serwowano było stylizacją na temat, wariacją, mniej lub bardziej podróbką. Czy powinnam się obrazić za to. A może powinnam poczuć rozczarowanie, że mnie oszukiwano pół życia. Taka wtopa, jak ja mogłam tak się dać wkręcić…

Uwielbiam poznawać nowe smaki. Takie lokalne, prawdziwe. Udawana chińszczyzna w latach 90-tych też w końcu była czymś odkrywczym i fantastycznym. Nie miała wiele wspólnego z oryginalną, ale mieć też nie mogła. Choćbym nie wiem jak się starała nie jestem w stanie odtworzyć dania, które przygotowano i podano mi na plaży na jednaj z karaibskich wysp. Choćby w mojej kuchni stał sprzęt za tysiące złotych i wszystkie przyprawy świata, nie zabiorę w zamkniętej butelce słonego wiatru zwrotnikowego, tamtej wody czy słońca. Mogę znać przepisy i tajne składniki, ale to zawsze nie będzie to samo. Atmosfery nie da się podrobić. Polskie pierogi w Chicago, nie będą smakowały jak te lepione przez babcię podczas wigilijnej kolacji (choćby ta sama babcia je przygotowała, zapakowała i wysłała). Ciemny Guinness jest cudowny, ale najlepszy pity w londyńskim czy dublińskim pubie. Przywiezione z podróży oliwki nie mają uroku prowincjonalnej, włoskiej trattorii. 

Oczywiście są miejsca i restauracje, które fantastycznie oddają klimat, a dania tam serwowane są pyszne i mogą służyć za wizytówkę Włoch czy innego kraju. Niemniej to spektakularna, ale nadal podróż wyobraźni. Nie obniża to absolutnie ich wartości. Szanuję je za dobre chęci, smaki czy dbałość o szczegóły. Z ogromną przyjemnością odwiedzam. Gdy tylko jestem gdzieś w Polsce czy na świecie, staram się jednak odwiedzać lokalne sklepy i jadłodajne. One są niepodrabialne.

Marzę o pojechaniu do Chin, o posmakowaniu tego kraju. Poznaniu tego co oryginalne. Marzę o Portugalii, Japonii, Peru… Mówią, że chcieć to móc.

***

Kilka lat temu moje ChinaTown przeszło metamorfozę. Teraz nazywa się OFF Piotrkowska i jest nadal kultowym miejscem, lecz w większości z knajpami dla innej klienteli.

 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Łosoś kiszony

W ubiegły weekend brałam udział w uroczystościach związanych z I Komunią Świętą naszej chrześnicy. Uroczystość zacna, piękna, uduchowiona. Dziecko zadowolone i odpowiednio zmotywowane. Wbrew panującej modzie uroczysty obiad odbył się w domu, tak jak drzewniej bywało. Obiad przygotowali właściwie wszyscy. Każdy coś wniósł od siebie. Nawet jeśli nie gotował w kuchni, to szykował stół. Menu było tradycyjne, ale takie jak wszyscy lubią. Przystawka: kiszony łosoś na sałacie z octem balsamico. Zupa: rosół z makaronem Danie główne: schab ze śliwką, zrazy wołowe, młoda kapusta, sałatka marchewkowa z jabłkiem, młode ziemniaczki, kluski śląskie Deser: tort, sernik, szarlotka z lodami *** Wszystko co powyżej już kiedyś gotowałam, piekłam i pichciłam. Jedynie łosoś kiszony mnie zafrapował. Mama zdradziła mi na szczęście jak go zrobiła i teraz mogę się z Wami podzielić dobrą nowiną. Bo proste to, a pyszne!! Bardzo świeży płat łososia należy oczyścić i umyć, oskrobać ...

Łódeczki z cykorii z serem pleśniowym, gruszką i orzechami

Każdy na pewno ma swoje TOP TEN kulinarne, spisane lub ujawniające się przy wyjątkowych okazjach. Na mojej liście bardzo wysokie miejsce zajmuje ser z niebieską pleśnią, najlepiej w duecie z gruszką lub winogronem. Kiedy za oknem pogoda nastrajająca melancholijnie, siąpi deszcz, wiatr zwiewa czapki z głów, trudno się skupić, lubię zrobić coś nie pracochłonnego, prawie dietetycznego, zawsze smakowitego -   łódeczki z cykorii serem pleśniowym z gruszką i orzechami. 2 cykorie 100 gram sera z niebieską pleśnią (typu rokpol) 1 słodka gruszka garść orzechów włoskich ocet balsamiczny Przygotowanie super proste. Na listku cykorii ułożyć pokrojone w cienkie plasterki gruszki, pokruszyć ser, dodać kilka kropel octu balsamicznego i udekorować orzechem. Nigdy nie mam dość J

Kurpiowskie smaki

    Kilka dni temu uczestniczyłam w wyprawie na Kurpie, czyli w rejon Polski dotąd mi znajomy tylko z nazwy jak Nowa Zelandia czy Przylądek Dobrej Nadziei. Okazało się, że ten malowniczy rejon jest zaledwie 400 km stąd, tuż przed Mazurami, na granicy Mazowsza. Widoki są tam aż po horyzont, pola zielone, na nich krówki jak z Chełmońskiego. Pewnie tu nas też tak kiedyś było, zanim deweloper zaczął budować białe domki z mini ogródkami z katalogu, zanim wprowadzono gospodarstwa wielkopowierzchniowe i wszędobylską modyfikowaną lub nie modyfikowaną genetycznie kukurydzę. Widoki sielskie, noce naprawdę czarne, a ludzie zaciekawieni i przyjaźnie nastawieni. Wsi spokojna, wsi wesoła… Wyprawę organizowała Lokalna Grupa Działania Źródło, stowarzyszenie działające na rzecz gmin Dopiewo, Buk i Stęszew.   Byliśmy zakwaterowani w gospodarstwie agroturystycznym Dorota w Czarni. Miejsce idealne dla zbłąkanego turysty, gdzieś między polami i lasami, do końca nie wiadomo gdzie. Od...