Nie zamawiam w lokalach ryżu.
No może czasem zamiast ziemniaków, ale jako osobne danie to
chyba mi się jeszcze nie zdarzyło. Wydaje mi się taki pospolity. Taki oczywisty.
Taki prosty do zrobienia.
Jak idę do restauracji, to oczekuję czegoś wykwintnego.
Czegoś, czego nie chce mi się samej gotować albo nie umiem. Ewentualnie coś,
czego jeszcze nie jadłam, choć takich rzeczy jest coraz mniej. Przynajmniej w
naszej części świata.
Za to w domu często gotuję ryż. Jest częstym dodatkiem zup i
innych dań. Najpopularniejszym jednak daniem w mojej kuchni jest ryż z tym, co
jest aktualnie w lodówce. Nie sposób podać tu jakiegokolwiek przepisu, bo za
każdym razem pod rękę nawinie mi się coś innego.
Najpierw zwykle gotuję ryż (al dente), potem łączę go ze smażonką na patelni.
Doprawiam i wszyscy szamią ruszając uszami.
Danie to potocznie i pieszczotliwie nazywa się u nas „memło”.
W niektórych lokalach zwą je risotto. Smakuje dość podobnie. Ale jakby tańsze.
Dziś nieco zmodyfikowałam przepis. Są wakacje, mam czas,
chwilo trwaj! Postanowiłam do smażonki dodać suchy ryż i ugotować go na patelni
na wolnym ogniu. Ryż był brązowy. Ogień mały. Proces przygotowywania obiadu wydłużył
się do jakiś dwóch godzin.
Rano Wanda mnie zainspirowała rzucając jakiś tekst o kurkach
(grzybach). Trafiła na podatny grunt, jak tylko zajechałam do sklepu i zobaczyłam je
półce, to nie mogłam się oprzeć. Tym sposobem, dzięki koleżance z jogi na obiad
miałam dziś za…te ryżowe memło z kurkami i szpinakiem w kremowym sosie.
Rewelacja.
A tak mi się dziś nie chciało robić obiadu.
Komentarze
Prześlij komentarz