Ciasteczka dyniowe
Jest niczym rozkokoszona na jesiennym tronie baronowa… jak rozpieszczona do granic przyzwoitości przez wrześniowe słońce królewiątko… jak naburmuszona swym nadmuchanym ego królowa jesieni… wielka, okrągła, dumna dynia.
Zawsze mnie intrygowała i fascynowała.
Ma niesamowicie intensywny smak. Z łatwością wyczuwam ten
aromat w każdej potrawie, do której ją dodaję. A staram się różnorodnie wykorzystywać
ten ogromny dar losu.
W tym roku nie miałam swoich dyni, ale zostałam obdarowana
przez teścia, któremu pięknie obrodziły dynie na kompoście. Uprawa ekologiczna –
100% nawozu naturalnego.
Nieco odstraszała mnie zawsze jednak wielkość dyni. Jak już
rozkroję jedną, to muszę ją wykorzystać do końca, a zwykle trafiały mi się
egzemplarze w wersji XXL, więc roboty było co nie miara. Wyobraźnia miała co
robić.
W tym roku były więc powidła z dyni, placki dyniowe, zupa
dyniowa, ciasteczka dyniowe… Ola przywiozła jeszcze pyszną naleweczkę dyniową. A
sezon się przecież jeszcze nie skończył. Wszystko się jeszcze może zdarzyć. Jak skusi
mnie jeszcze jakiś przepis, to kto wie, może i serniczek dyniowy, albo inne
figle…
A zapomniałabym były jeszcze dyniowe lampiony. Niesamowita sobotnia
zabawa z dzieciakami. Teraz latarenki stoją na ganku i rozpraszają Panią jesień.
A ta jest wyjątkowo łaskawa w tym roku. Urzeka kolorami, ciepełkiem i złotymi, słonecznymi
refleksami. Już cały ogród mam w rozpalonych czerwonością i żółcieniami
liściach klonu. Tańczą na trawniku, a mnie szkoda całą tą rozhahaną ferajnę sprzątnąć.
Gdybym miała czas, nagrałabym film o liściach, które chcą zwiedzić kawałek
świata, urywają się z drzewa i lądują w moim ogrodzie, bo to najpiękniejsze
miejsce na ziemi.
Brzoza jeszcze trzyma się dzielnie. Jej liście szumią tak
osłabiająco i usypiająco… To też uwielbiam!
Wiem, wiem powinnam je zagarnąć z trawnika, ale co mi tam –
tak pięknie wyglądają. Poluję tylko z aparatem na momenty, w których
najpiękniej błyszczą w słońcu. Jak tu nie lubić jesieni.
Nawet lubię zakładać mój błękitny płaszczyk i zapinać guziki
po sama szyję, i butelkowo – zieloną apaszkę od mamy, i wielką czapkę z
pomponem... I lubię nawet kiedy leżę już w łóżku, a tuż nad moją głową deszcz
wystukuje o szybę najpiękniejsze melodie świata… Zamykam oczy i już mnie nie
ma.
Ale wróćmy do dyni, bo rozmarzyłam się jesiennie. Jest to
jakby nie było blog trochę kulinarny. Wypadałoby zamieścić przepis. To może ciasteczka
dyniowe. Podaję proporcje plus minus, ponieważ nie mam miarki w oku, nigdy nie
miałam, mieć nie będę i nie trzymam się sztywno przepisów. Nie jedną potrawę w
ten sposób „przedobrzyłam”, ale twardo trzymam się wiary w słuszność
improwizacji i „wolnego” myślenia.
Ciasteczka dyniowe
300g mąki pszennej
100g cukru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta imbiru, ½ łyżeczki cynamonu, szczypta gałki
muszkatołowej, szczypta soli
1 jajko
300 gr zmiksowanej dyni
150 ml oleju
2 łyżki mleka
Mokre składniki zmiksować, powoli dodawać połączone wcześniej
suche składniki. Ciasto musi być dość gęste, jeśli wydaje nam się za rzadkie, proszę
dodać trochę mąki.
Na blachę ułożyć papier do pieczenia. Ciasto nakładać małymi
porcjami. Piec w temp. 190 st. C 15 minut (na kolor złoty). Te na zdjęciu
trochę mi nie wyrosły, ale były i tak fantastyczne.
My z rodzinką robiliśmy z nich „kanapki”. Miedzy dwa
ciasteczka nakładaliśmy dżem truskawkowy J
PYCHOTKA.
Ciasteczka przekładane dżemem truskawkowym
Lampiony dyniowe. Pierwszy wg. J, drugi wg. M
Komentarze
Prześlij komentarz