Jestem prostą dziewczyną. Lubię proste historie. Jak na
prostą dziewczynę przystało, lubię proste imprezy. Znaczy według sprawdzonego
schematu: wszyscy przychodzą w umówione miejsce (najlepiej do domu), gadają,
piją, jedzą, tańczą i super się bawią.
A na gorąco podałyśmy hit każdych urodzin w naszej rodzinie z przed lat – zapiekanki z pieczarkami. Polecam, bo to naprawdę szybkie imprezowe danie. I zawsze są na nie amatorzy.
Potrzebne są:
PS. 100 lat Pio :-)
Zanim przyjdzie pierwszy gość odbywają się tradycyjne
przygotowania. Jedni sprzątają, inni przestawiają meble, jeszcze inni kują
ściany. W zależności o rangi okazji. Ta impreza była z okazji nie moich równych
urodzin.
Opracowywane jest specjalne menu, z czego na koniec i tak
połowa pozycji zostanie zmodyfikowana, ale co tam. Czynione są wielkie zakupy.
Pani w sklepie zawsze na mnie patrzy z politowaniem jak kupuję sześć zgrzewek
piwa i 3 litry wódki. Gorące przygotowania odbywają się od rana, w kuchni młyn,
wszyscy na adrenalinie i lekko spięci.
Godzinę przed imprezą przychodzą dwie koleżanki do pomocy
przy robieniu kanapek. Na stół wjeżdża pierwsza degustacyjna naleweczka. Robota
się w rękach pali, więc po 15 minutach możemy rozpocząć świętowanie z czystym
sumieniem. Schodzą się pierwsi goście. Prezenty, krzyki, rzucanie się w
ramiona. W końcu z niektórymi to się nie widziałam kilkanaście lat. Jak już jest
nas tyle osób, ze nie mieścimy się w kuchni przenosimy się w miejsce
imprezowania. Sprawdzana jest lokalizacja toalety i miejsca na popas. Zajmowane
są miejsca przy wodopoju i na krzesłach porozstawianych to tu, to tam.
Najlepsza muzyka na początek imprezy to coś w rodzaju smooth
jazzu albo muzyki sklepowej. Główna zasada brzmi – muza ma być nienachalna i
najlepiej bez słów. W drugiej fazie imprezy, kiedy już wszyscy są w klimacie
imprezowym, każdy z każdym już się zapoznał, znalazł choć jeden wspólny temat i
poszedł dalej. Kiedy powoli kończy się sok jabłkowy do drinków, muza zmienia na
taką, co to ją wszyscy lubią. Stosuje się tu zasadę inżyniera Mamonia: podobają
nam się te kawałki, które znamy. Najlepiej nadają się do tego polskie, złote
przeboje z lat 80- tych. Naprawdę mało kogo nie ruszy w tym stanie skupienia „Mniej
niż zero” Lady Punk czy „Ale w koło jest wesoło” Perfektu. A ponieważ wszyscy
już są odpowiednio znieczuleni, to nikomu nie przeszkadza, że żony tańczą z obcymi mężami. Jest fajnie,
głośno i swojsko.
Jest jeszcze moment na tort. Jubilat jest jakby zmieszamy.
Wszyscy śpiewają sto lat, bywa i szampan na utrwalenie wcześniej spożytych trunków.
Numer z samozapalającymi się świeczkami na torcie zawsze się sprawdza. Wszyscy
mają ubaw, a dmuchający przechodzi sam siebie, w końcu publika mu pomaga i
dmuchają wszyscy jeszcze 5 razy. Tort oczywiście pyszny, domowy i dedykowany.
Są jeszcze prezenty. Im bardziej osobisty tym lepszy.
Oczywista oczywistość - cytując klasyka, ale wbrew pozorom zrobienie takiego
prezentu nie jest proste. Można też zrobić prezent praktyczny, np. kupić płytę
ze złotymi przebojami z lat 80- tych. Prezent trafiony w dziesiątkę.
Jest jeszcze faza rozmów. Niektórym opowiada się o tym, co się
zdarzyło ostatnio, innym historię całego życia albo przynajmniej ostatniej
dekady. Wspomnienia, pytania o innych znajomych, anegdoty, dowcipy… I
powtarzające się zdania „a to Wasza córka jest już tak duża?!”, „a pamiętasz to…”,
„a co słychać u…”.To moja ulubiona faza imprezy. Grunt to na początku spotkania
od razu wymienić się numerami telefonów, bo potem już nikt nie może znaleźć
swojego sprzętu.
Faza schyłkowa to ta, kiedy kończą się napoje. Niektórzy i
tak już przyjęli wystarczającą ilość płynów i zalegają na kanapie. Inni jeszcze
walczą. Ale generalnie widać już koniec. Potem w rozbawieniu się rozchodzą,
niektórzy po drodze jeszcze puszczą pawia, ale w pamięci pozostaje (jeśli już)
wrażenie fantastycznej zabawy.
A zapomniałabym o jedzeniu! Niewybaczalne!!
Upichciliśmy cały bufet pyszności. Zacznę od zimnego bufetu:
kanapki; sałatka warstwowa wg przepisu Sylwii; klasyczna sałatka z fetą+ oliwki
+ pomidory+ oliwa +bazylia; biała sałatka z kapusty (to przyniosły dziewczyny),
mini pizze z pomidorem i szynką na spodzie francuskim,
paluszki z piersi
kurczaczka i mini kotleciki mielone z sosem słodko- kwaśnym.
A na gorąco podałyśmy hit każdych urodzin w naszej rodzinie z przed lat – zapiekanki z pieczarkami. Polecam, bo to naprawdę szybkie imprezowe danie. I zawsze są na nie amatorzy.
20 szt. kajzerek
1 kg pieczarek
4 cebule
3 jajka
3 łyżki śmietany
0,4 kg żółtego sera
Sól, pieprz
Pieczarki pokroić w kostkę i przesmażyć na maśle, kiedy puszczą
sok dodać pokrojoną w kostkę cebulę. Dusić pół godziny.
Kajzerki przeciąć na
pół, widelcem wyskrobać miąższ i dodać go do pieczarek. Zdjąć z pieca, dodać
jajka i śmietanę. Doprawić do smaku.
Następnie napełniać bułki, posypać startym na grubych
oczkach serem i zapiekać 10 minut.
Podawać z ketchupem lub innym sosem.
Rozmarzyłam się :)
OdpowiedzUsuń