Bułeczki cynamonowe
Cała buda czeka z niecierpliwością na piątek, nie tylko że
od jutra dwa dni spokoju, ale także, aby rzucić się na panią za ladą i kupić choć
jedną, pachnącą bułeczkę cynamonową. To towar deficytowy, przywożą je tylko w
piątki. Ich słodkawy zapach miarowo roznosi się tak mniej więcej od połowy
drugiej lekcji klatkami schodowymi w górę do najdalszych zakątków korytarzy, aż
do gabinetu pani psycholog, który znajduje się najdalej od cywilizacji. Nie
jesteście w stanie sobie wyobrazić jakie katusze przeżywają nauczyciele jak i
młodzież na kilka minut przed dzwonnikiem. Już za chwilę odbędzie się wyścig, z
bezpardonowym przepychaniem się na schodach i głośnym, nieśmiertelnym: „pan tu
nie stał”. Żeby tylko być pierwszym, na początku kolejki, najdalej przy
drzwiach do kantorka. Ta przerwa wszak trwa tylko 5 minut. Obłęd w oczach. Ci z
dalszych miejsc kolejki mogą nie zdążyć kupić smakołyku albo nie załapią się
już wcale. Zawsze ktoś odchodzi z kwitkiem. Tym razem nie będę to ja.
Dzwonek na przerwę za 7 minut. Jedni korzystają z okazji i dyskretnie
już się pakują. Niech no tylko Pani profesor się odwróci do tablicy. Inni nie
mogą opanować ślinienia czy mlaskania. Nauczyciel nerwowo zerka na zegarek,
wie, że na tej przerwie nie dopcha się już do bufetu. Może poprosi koleżankę,
która ma okienko, żeby mu kupiła choć jedną. Kolejny piątek bez bułeczki źle
wróży.
Bufet, jak przystało na przyzwoitą spelunę, znajduje się w
piwnicy. Jest od podwórka, więc przez pierdzi okienko nie widać nawet nóg
przechodniów. Ale przynajmniej wiadomo, kiedy jest dzień, a kiedy noc. Nieco to
klaustrofobiczna przestrzeń, ale „nasza” – mawiają uczniowie i za każdym razem
chce bronić tego miejsca jak Częstochowy przed Szwedami. Nie ma tu już co
prawda smrodku popalanych papierosów i skrętów z minionych lat, ale jego magia
czaruje i przyciąga kolejne pokolenia uczniów jak miodek misia w Stumilowym
Lesie.
Dobra…
Dziś upiekłam bułeczki cynamonowe.
Przepis na TM lekko zmodyfikowałam.
Nie łudźcie się , nie są niskokaloryczne.
Wyszły za……ste!!
To pozycja nr. 37 na mojej liście „W 2022 roku ugotuję 52
nowe potrawy”
Przepis oryginalny:
Ciasto:
250 g mleka
25 g świeżych drożdży
40 g cukru
420 g mąki
szczypta soli
50 g rodzynek
200 g masła, roztopionego
80 g cukru
2 łyżeczki cynamonu
1. Mleko, drożdże, masło i cukier mieszamy 4 min/37°C/obr.
2. Dodajemy pozostałe składniki na ciasto, wyrabiamy 2 min./ zarabianie.
3.
Ciasto przekładamy do miski, przykrywamy
ściereczką i zostawiamy do wyrośnięcia w ciepłym miejscu na godzinkę.
4.
Rodzynki rozdrabniamy 2 s/ obr. 8. Dodajemy masło,
cynamon i cukier. Podgrzewamy 50 s/ 37 st/ obr. 3. Odstawiamy do innego
naczynia.
5.
Ciasto rozwałkowujemy bardzo cienko w kształt
jak najbardziej zbliżony do prostokąta. Całość smarujemy roztopionym masłem z
dodatkami. Zwijamy wzdłuż dłuższego boku w rulonik. Tniemy na talarki o
grubości ok. 1 cm, ustawiamy je na blaszce w dużych odległościach. Smarujemy z
wierzchu jajkiem. Wychodzą średnio 3 blachy bułeczek.
Pieczemy w temperaturze
200 stopni lub 180 na termoobiegu przez około 10-12 minut.
Modyfikacje:
1. - Zamiast tylko mąki pszennej dodałam także orkiszowej.
2. - Do ciasta dodałam zdecydowanie mniej cukru.
3. - Posmarowane jajkiem bułeczki posypałam kawałkami
orzechów.
4. - Należy obserwować jak się pieką. U mnie idealny czas to było 11 minut.
Komentarze
Prześlij komentarz