Nadal nie wiem czy jest wart swojej ceny. Nie wiem czy jest w
stanie zaspokoić wszystkie moje zachcianki. Nie wiem czy jest aż tak genialny
jak dziewczyny mówią. Niemniej od miesiąca dość mocno mnie intryguje i
fascynuje. A pomyśleć, że jeszcze pół roku temu nawet o nim nie słyszałam.
Pierwszy raz spotkałam się z nim na warsztatach w Palędziu,
gdzie Justyna Sobota opowiadała o dietach, beztłuszczach, bezpszenicach i
innych cudach. Wtedy mnie tąpnęło na jego punkcie, ale nie kupiłam. Dopiero
ostatnio postanowiłam się szarpnąć i nabyć to cudo, które tylko nie piecze i
nie smaży naleśników.
Póki co korzystamy z przepisów, ale uczę się i czasem kombinuję.
Uczę się. Skubany naprawdę ułatwia życie i oszczędza czas.
Póki co oszalałam na jego punkcie nie tylko ja ale i mój
starszy syn. Chce mi pomagać w gotowaniu i wręcz żąda, żeby używać właśnie jego
i wbudowanej książki kucharskiej.
Mam już czarne wizje, że moja starsza latorośl zwyczajnie
nie będzie za kilka lat umiała ugotować czegokolwiek bez niego. A jego dziewczyn
mnie przeklnie, że nie nauczyłam go zwykłej zupy ugotować w normalnym garze.
Z drugiej strony skłonił mnie do robienia rzeczy, które już
dawno porzuciłam jak choćby pieczenie bułek, chleba, drożdżówek, ubijanie masła
czy kręcenia koktajli owocowych.
Wbudowana waga zdecydowanie dyscyplinuje mnie. Zwykle
wszystkiego dodawałam do gara na oko. Tu pewnie też nic się nie stanie jak
poszaleje z ilościami raz czy drugi, ale skoro można tego pilnować to czemu tego
nie robić.
Stworzyli to cudo prawdziwi przyjaciele kobiet. Zacni
ludzie.
Nie chcę robić reklamy tego słodziaka i nie wymienię jego
nazwy. Ale jeśli kogoś zaintrygowałam, zapraszam na prezentację do mnie do
kuchni. Tak, tak, w starym dobrym domokrążcowym stylu prezentacje odbywają się po
domach.
Na dzień dobry mogę zaproponować likierek na kukułkach. Taki
mordokleik, ale trudno odcmokać się od kieliszka.
Prawdopodobnie kieruje mną chwilowa fascynacja, ale co mi
tam. Tego garnka nie oddam już za nic.
Taki manifest gwiazdkowy. Taki przedświąteczny wpis z
księżyca.
No i kilka fotek pierników, na które kręciłam w nim ciasto. Piekły
się już oczywiście w tradycyjnym piekarniku, a ozdabiała cała zgraja dzieciaków:
Janio, Minio, Ina i Mili.
Wesołych Świąt.
Komentarze
Prześlij komentarz