Będąc na wywczasach lubię zjeść czasem w knajpie coś, czego
albo dawno nie jadłam, albo nie jadłam wcale.
Tym razem w weekend zawitałam do Szklarskiej Poręby. Było
łażenie po górach, śniadanie z widokiem na Śnieżne Kotły, oddychanie pełną
piersią, wizyta w naszym ulubionym schronisku i tradycyjne zakwasy.
Ale były i nieodłączne wizyty w lokalach, które przyznaję
się, bardzo lubię.
Trzy wizyty i trzy smaczne dania.
Pierwsza była sałatka z pieczonym camembertem. Zaskakująca i
pyszna. Mieszanka sałat z dodatkiem orzechów włoskich, świeżego pomidora, cebuli
krojonej w cienkie plastry, suszonej żurawiny, polane balsamico z gorącym, pieczonym
camembertem rozlewającym się i ciągnącym…
Po powrocie do domu, żyjąc wciąż wspomnieniem gór
postanowiłam odtworzyć, acz zmodyfikować przepis.
Moja sałatka. Na mieszance sałat świeży ogórek, suszone
pomidory, balsamico i pieczony camembert. Wyszło równie dobre, a może i lepsze.
Proste i szybkie, wręcz wykwintne.
Tak czy inaczej „szklarską” sałatkę będę wspominać długo, bo
miejsce czarujące i towarzystwo doborowe. No i te góry…
PS. Drugie pyszne danie to placki ziemniaczane przekładane
kapustą kiszona i kotletem schabowym. Trzecie danie to polędwiczki wieprzowe
zapiekane w boczku.
Sałatka z żurawiną ze Szklarskiej
Komentarze
Prześlij komentarz