Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2012

Pęczak

Od czasu do czasu zaglądam do moich przepastnych szuflad w kuchni. Od razu dementuję plotki, że produkty do nich wrzucone wychodzą z nich same i to po kilku latach. Nieprawda. Wszystkie mają, jeśli w ogóle mają, aktualną datę ważności. Wykorzystuje je regularnie, choć nie ukrywam, że czasem jestem zaskoczona tym, co znajduję. Właśnie tak było z pęczakiem. Kasza jak kasza. Nie pamiętam szczegółowo w jaki sposób weszła w moje posiadania, ale czy to ważne… Ważne, że weszła. Pewnego razu, gdy szukałam pomysłu na obiad wpadł mi ręce ów pęczak, a ponieważ kompletnie nie pamiętałam co to, po co to i jak to, postanowiłam się nim zająć. Przepis na opakowaniu jest banalny. Idealny dla mnie. Zagotować 300 ml wody z pół łyżeczki soli. Dodać 125 gr kaszy oraz łyżeczkę oleju. Ugotować. Byłam baaaaardzo pozytywnie zaskoczona smakiem. Po prostu rewelacja. Od razu zjedliśmy go na obiad. Na kolację dodałam go do sałatki, a dzieci wcinały z jogurtem. To był mój pierwszy raz z pęczak

Pasta z wędzonej makreli

Jest to smak, który pamiętam z dzieciństwa. Jeden z tych smaków, które sprawiały, że jako mała dziewczynka z apetytem wcinałam kanapki, z potem polubiłam gotować i przygotowywać jedzenie. W moim domu kanapki to świętość (na śniadania i kolacje). Wszelakie smarowidła robią furorę i znikają w kilka chwil, obojętnie jaką ilość bym nie przygotowała. Mówią, że dzieci nie lubią ryb. Nieprawda!  Chodzi chyba o dzieci, które nie jadły mojej pasty. Jestem tak przywiązana do tego przepisu, że właściwie nie wyobrażam sobie wędzonej makreli w innej wersji. 1 wędzona makrela 1 łyżka majonezu 1,5 łyżki musztardy 1 mała puszka zielonego groszku pieprz do smaku Wędzoną makrelę obieramy do miski z ości i skóry. Dodajemy majonez, musztardę i pieprz do smaku. Soli nie potzrebujemy, ponieważ wędzona ryba sama w sobie jest dość słona. Mieszamy na gładką masę. Na końcu dodajemy zielony groszek. Delikatnie mieszamy i gotowe J

Piertuszka na zimę

Nigdy siebie nie podejrzewałam, że na starość zostanę chomikiem. Byłam posiadaczką zbiorów najróżniejszych rzeczy. Kolekcjonowałam na przykład świeczki (w wieku młodzieńczym) albo myszoskoczki (to była zaskakująca kolekcja powiększająca się absolutnie wbrew mojej woli), a także broszki z kameą. To moja wariacja z przed kilku lat, nadal trudno mi w sklepie przejść obojętnie koło modelu „kamejki” jakiej nie mam w moim tajemnym puzderku z ozdóbkami.   Teraz po prostu zbieram zapasy. Jak bohaterowie filmu na kanale National Geographic zbieram wszystko co może być potrzebne nie tylko zimą, ale i w razie końca świata. Najbardziej lubię zbierać jedzenie. Nikogo ze znajomych już nie dziwi moja kolekcja słoików, weków i zapraw. Patrzą na mnie trochę jak na kosmitę, ale przynajmniej już się nie stukają w czoło w moim towarzystwie. To zawsze jakiś postęp. Ostatnimi czasy moje zasoby powiększyły się o dużej pojemności zamrażarkę i teraz mogę dodatkowo jeszcze mrozić! Nie wyrzucam jedzenia

Ketchup

Zwykle jest jednym z ostatnich szale ń stw w sezonie   s ł oikowym. Jest ukoronowaniem moich ca ł oletnich potyczek wekowych. Nazwa ł abym go nawet królem spi ż arni, ale ż eby nie zapeszy ć (znaczy co by si ę nie zepsu ł w spi ż arni), niech pozostanie tylko szar ą eminencj ą . Po nim ju ż tylko papryka (oczywi ś cie z octem), a i to nie zawsze. Fakt, czasem w moje r ę ce wpadn ą jeszcze inne nie planowane ł akocie tak jak kilka dni temu brzoskwinie. Rodzice uraczyli mnie koszykiem dojrza ł ych, pysznych owoców, idealnych na d ż emik. Je jednak   traktuj ę jako bonus za dobrze przepracowane lato. Nie twierdz ę , ż e je ś li   na rynku w listopadzie na straganie jaki ś pomidorek czy jab ł uszko si ę do mnie u ś miechn ą , to przejd ę ko ł o nich oboj ę tnie. Pewnie jak zawsze w takich sytuacjach b ł y ś nie mi w g ł owie my ś l, ż e mam jeszcze kilka pustych s ł oik ó w i mo ż e mi ę dzy napisaniem relacji z sesji Rady Gminy, odebraniem syna ze szko ł y, a rozwieszenie

Makaron + szpinak + feta

Postanowiłam zrobić pierwsze jesienne porządki w moim ogrodzie. Ostatnio go troszkę zaniedbałam, tworzenie gazety zajęło mi więcej czasu niż przewidywałam.   Ale nie ma przebacz, lato się skończyło, trza się wziąć solidnie do roboty. Ogródkowi też się należy trochę mojej uwagi. Na początek znów zaskoczyła mnie ilość i wielkość chwastów. Że też one są takie żywotne! Pierwsza z brzegu jest grządka ze szpinakiem, od niej zaczęłam. I właściwie na niej skończyłam. Kiedy zaczęłam wybierać z roślinki odpowiednie listki, zachciało mi się od razu je zjeść. Połowę listków zostawiłam, połowę zamroziłam. Tym sposobem miałam na obiad makaron ze szpinakiem i serem feta. Makaron oczywiście pełnoziarnisty. Feta – 1 opakowanie z Falvity. Szpinaku całe sitko. Najpierw umyłam szpinak i wrzuciłam na 5 minut na patelnię z odrobinką masła, soli i pieprzu. Pomieszałam z serem i z makaronem. Nic dodać nic ująć. Minimalistyczne danie, a doznania absolutne J

Szarlotka w antrakcie

W wirze przygotowań przed pierwszym wydaniem gazety, (dla niezorientowanych www.pulsgminy.pl ) znalazłam chwilę na szarlotkę. Nie żebym tak po prostu oddała się pasji i zaszyła w kuchni. Ostatnio u mnie marnie z wolnymi chwilami, wolny czas jest reglamentowany i pożytkowany wyłącznie na życie rodzinne i na sen. Tak więc zadeklarowałam się, że upiekę ciasto na dożynki gminne, a ponieważ słowo jest droższe od pieniędzy, szarlotka stała się faktem. Jabłka przybyły do mnie z sadu mojego teścia w słoiku, wcześniej wyciśnięto z nich sok, który także trafił do mojej spiżarni. Ciasto moje ulubione, więc przy okazji zrobiłam mini szarlotki dla moich domowych łasuchów. ½ kg mąki pszennej 30 dag masła roślinnego lub margaryny 15 dag cukru pudru + do posypania 1 torebka cukru waniliowego 2 żółtka 3 łyżki śmietany 2 słoiki jabłek do ciasta lub 2 kg jabłek świeżych Masło i bułka tarta do wysmarowania formy Mąkę posiekałam z margaryną i cukrem pudrem. Dodałam żółtka, śmietan

Kurpiowskie smaki

    Kilka dni temu uczestniczyłam w wyprawie na Kurpie, czyli w rejon Polski dotąd mi znajomy tylko z nazwy jak Nowa Zelandia czy Przylądek Dobrej Nadziei. Okazało się, że ten malowniczy rejon jest zaledwie 400 km stąd, tuż przed Mazurami, na granicy Mazowsza. Widoki są tam aż po horyzont, pola zielone, na nich krówki jak z Chełmońskiego. Pewnie tu nas też tak kiedyś było, zanim deweloper zaczął budować białe domki z mini ogródkami z katalogu, zanim wprowadzono gospodarstwa wielkopowierzchniowe i wszędobylską modyfikowaną lub nie modyfikowaną genetycznie kukurydzę. Widoki sielskie, noce naprawdę czarne, a ludzie zaciekawieni i przyjaźnie nastawieni. Wsi spokojna, wsi wesoła… Wyprawę organizowała Lokalna Grupa Działania Źródło, stowarzyszenie działające na rzecz gmin Dopiewo, Buk i Stęszew.   Byliśmy zakwaterowani w gospodarstwie agroturystycznym Dorota w Czarni. Miejsce idealne dla zbłąkanego turysty, gdzieś między polami i lasami, do końca nie wiadomo gdzie. Od pierwszego po