Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2012

Silva Rerum w Dąbrówce

W ostatni piątek zamiast na warsztaty decoupage, postanowiłyśmy z sąsiadkami odwiedzić nową restaurację Silva Rerum w Dąbrówce, w budynku obok Biedronki. Warsztaty były po prostu odwołane, a wieczór taki ciepły i spokojny, aż żal siedzieć w domu. Pierwsze wrażenie: wnętrze przyjemne, kameralne, nowocześnie urządzone, kilka stolików zajętych, kwiaty na każdym, czysto i przejrzyście. Zajęłyśmy stolik naprzeciwko baru. Menu zamiast na kartach, wisiało wypisane wielkimi literami nad barem. Pozycji nie za wiele, ale każdy znajdzie coś dla siebie. Coś dla zielonorękich – „zielone sałaty z plastrami kurczaka, filecikami pomidorów i parmezanem” 12,- Coś dla zupolubów– „krem brokułowy” 8,- Coś dla zdeklarowanych mięsożerców – „polędwiczki wieprzowe nadziewane serem gorgonzola z puree ziemniaczanym i warzywami” 26,- Coś dla fanów Italii – „makaron tagiatelle w sosie pomidorowo- warzywnym z serem gorgonzola” 17,- Coś dla łasuchów – „lody z syropem klonowym i miętą” 8,- To tylko wy

Drożdżowe bułeczki z truskwakami

Moja mama potrafi ugotować i upiec wszystko. Już wcześniej na łamach tego bloga opiewałam jej niezwykłe zdolności kulinarne, w ubiegły łikend znów mnie uraczyła pysznościami. Tym razem zaczarował mnie drożdżowymi babeczkami nadzianymi truskawkami albo rabarbarem. Jednym słowem sezon na truskawki w moim domu został oficjalnie otwarty. Poniższy przepis spisałam siedząc na ławeczce pod orzechem w ogrodzie zajadając bułeczki.   4 jajka Pól szklanki cukru 2 szklanki mleka rtochę mąki 10 dg drożdży 1 paczka margaryny Wszystko wymieszać w jednej misce. Przykryć ściereczką i zostawić w ciepłym miejscu na pół dnia. Dodać około 1 kg przesianej mąki. Wyrabiać rękami do momentu, kiedy ciasto odrywa się samo od ręki. Zostawić znów do wyrośnięcia. Rozwałkować, wycinać kółka szklanką. Każdy placek smarować roztrzepanym jajkiem, układać nadzienie, sklejać i układać sklejeniem w dół. Wierzch bułeczki także posmarować rozmąconym jajkiem. Po upieczeniu można je polukrować. Nadzienie:

Czekolada na dzień matki

Dziś s pecjalność na dzień mamy, mamusi i mamci. Bardzo chciałam zrobić coś wyjątkowego. Może brzmi to zbyt górnolotnie, ale naprawdę chciałam wykombinować coś, czego ja jeszcze nie robiłam, ale i coś, czego mama jeszcze nigdy nie dostała. Gdy tylko dowiedziałam się o warsztatach czekolady organizowanych w Łodzi, od razu zapisałam mamę. A gdy tylko zaczęłam czytać program szkolenia, zapisałam i siebie. ü   temperowanie czekolady (3 metody); ü   tworzenie musów na bazie czekolady, ziół i przypraw; ü   przygotowanie baz do deserów ü   aranżacja deserów na talerzu i w szkle ü   Brownie ü   Trufle ü   Pralina formowana Warsztaty organizują „Gastronomia na Obcasach” oraz Akademia Czekolady Barry Callebaut. Jak wrócę to wszystko Wam opowiem. Warsztaty jednak są dopiero za miesiąc, a dzień matki jutro. Postanowiłam zrobić coś jeszcze, dać jej namiastkę warsztatów, hand made: „czekoladkę po palędzku”. Najpierw w kąpieli wodnej rozpuściłam 2 duże kostki bia

Twaróg perfekcyjny

Wreszcie mi się udało zrobić twaróg idealny i jestem z siebie dumna. Nastawiłam 4 litry mleka (prawdziwego) w dużym garnku do zsiądnięcia. Przykryłam „trochę” przykrywką – zostawiłam szparkę J Po 3 dniach zdjęłam z wierzchu delikatnie śmietanę. Czwartego dnia, kiedy mleko już było kwaśne i bardzo gęste delikatnie postawiłam na piecu do podgrzania (na bardzo małym ogniu). Nie mieszałam, tylko co jakiś czas kręciłam garnkiem i przechylałam, aby oddzielająca się serwatka się pomieszała. Po około 30 minutach metodą organoleptyczną stwierdziłam, że już jest ok. Teraz delikatnie łyżką cedzakową przełożyłam ser na sito. I gotowe J Wyszła idealna konsystencja, zapach, smak… Wszystko takie jak miało być. Na zdjęciu kanapka z twarogiem, lekko posolona, popieprzona i rzodkiewką z mojego ogródka :-) Idealne śniadanie na upalny poranek. Minam mniam

Najlepsza wiosenna, młoda kapusta

Tak to już u mnie bywa, że gdy mi coś zapachnie, albo wpadnie pomysł do głowy, nie umiem się od niego odpędzić. Tak było wczoraj z kapustą. Na etykiecie było napisane „kraj pochodzenia: Polska”, ale pewna nie jestem skąd ona do nas przyjechała. Gdy tylko ją zobaczyłam na straganie – oczami wyobraźni zobaczyłam ją także w garnku. Uwielbiam młodą kapustę! A tylko wiosną wychodzi taka smaczna. W moim domu zawsze na wiosna była i jest hitem, a na drugi dzień prawie nigdy nic nie zostaje. Zwróciłam na nią uwagę pewnie podświadomie, bo dwa dni wcześniej przepis na tą właśnie potrawę wypadł mi z jakiejś książki. Przepis „na szybko” spisany na małej karteczce podczas oglądania „Podróży Kulinarnych Roberta Makłowicza”.   Takich karteczek w różnych książkach mam sporo. Podobno program ten w telewizji nadawany jest od 1998 roku. Można by powiedzieć, że na nim uczyłam się gotować J   Wczoraj wykorzystałam: 2 główki młodej kapusty 4 kiełbaski frankfurterki (ale może być inne mięso, s

Pomidory suszone w majowym słońcu

Najpierw uśmiechnęły się do mnie pomidory na straganie. Do tego pachniały jak pomidory, każdy miał ogonek   i zachęcał do kupienia. Potem wyszło cudowne słońce. Cały dzień bezchmurne niebo. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko rozpocząć sezon słoikowy. Pokrojone w cienkie plasterki pomidory, wystawiłam na cały dzień na słońce, a wieczorem, już suche zamknęłam je słoikach. Zalałam je oliwą, dodałam po świeżym listku bazylii, ząbek czosnku i już. Niestety nie wytrzymałam i od razu jeden słoiczek przerobiłam na pastę. Pasta pasuje idealnie do grzanek. Powiem więcej, nie wyobrażam sobie niedzielnego grilla bez pasty z suszonych pomidorów. Uwielbiam przed obiadem zrumienić kawałek pełnoziarnistego chleba, troszkę pasty i szamać J Jest to jeden z moich najulubieńszych smaków EVER. 1 słoiczek suszonych pomidorów 3 gałązki zielonej natki pietruszki 1 ząbek czosnku Oliwa Wszystko miksujemy i gotowe. Niebo w gębie. Na jeden słoiczek potrzeba około 3 całych pomidorów. Wiem

Podróż do Monachium. Lokale

Ostatnia pocztówka z Monachium. Zwiedzałam sobie, spacerowałam, ale odwiedzałam także okoliczne lokale. Czasem przycisnął mnie głód nie tylko wrażeń i duchowych doznań, ale także ten zwyczajny, fizyczny. Wtedy najczęściej na mojej drodze wyrastał jakiś lokal, uśmiechał się do mnie, kusił zapachami i zachęcał do wejścia. Pierwszego dnia trafiłam do restauracji " hunsinger in der Neuen Pinakothek " . Spokojne, przepiękne miejsce obok miejskiej fontanny. Dzień był gorący, więc ludzie zatrzymywali się, moczyli nogi, chwilę odpoczywali i szli dalej. Właśnie tam siedząc i obserwując ludzi, stwierdziłam, że chętnie bym zamieszkała w tym mieście. Może kiedyś… Drugiego dnia weszłam do zatłoczonej gospody „Zum Franzistaner” obok Residenz Muzeum. Tam postanowiłam zjeść coś lokalnego. Nie jestem najlepsza w niemieckim, więc nie za bardzo zrozumiałam co jest napisane w menu. Znalazłam jednak pozycję „die tradition im Franziskaner” – brzmiało obiecująco. Jednym słowem randka w ciem

Podróż do Monachium. Na bogato

Majówka w Monachium była przede wszystkim okazją do robienia rzeczy, na które zwykle nie mam czasu. Spać do 9.00. Tracić czas na długie spacery bez celu. Bez pośpiechu popijać kawę w kawiarni czy zwiedzać lokalne zabytki. Ta ostatnia czynność nieodłącznie kojarzy mi się z wakacjami i bardzo ją lubię.   Odwiedziłam więc Neue Pinakothek, Pinakothek   der Moderne, Schloss Nymphenburg i wspaniałe Residenz.   Kierując się zasadą „gdzie nie pójdę – wszędzie gary” – właśnie tam oglądałam jeden z najpiękniejszych arsenałów kuchennych, jakie widziałam w życiu. Wszystko w złocie i brylantach, z grawerowanymi herbami, z rzeźbionymi, greckimi scenami rodzajowymi… Wyobrażam sobie amerykańskiego, pieczonego indyka z grillowanymi warzywami na takim półmisku... A może niedzielny obiad z rodziną na zastawie ze szczerego złota. Na każdym talerzyku herb familii. Ależ to musiało smakować :-) Nie pogardziałabym winem z takiego gąsiorka. Zamknęłabym oczy i przez chwilę czułabym się jak królew

Podróż do Monachium. Sentymentalna

Conditorei Café an der Isar Byłam kiedyś (jeszcze jako nastolatka) na miesięcznych wakacjach w Monachium. Prawie dokładnie 20 lat temu. Z moją mamą. Całymi dniami snułam się po mieście, poznawałam uliczki, zwiedzałam muzea, szukałam smaczków i zaczarowanych ogrodów. Zakochałam się mieście, ma w sobie tyle przestrzeni, dobrej energii i otwartości. Bywałam też w kawiarni wujka Hilmara nad brzegiem rzeki Izary. Pamiętam, że wujek, który nie najlepiej mówił po polsku, gdy tylko mnie widział, wołał z radością „Oooo, Agnieska” i przygotowywał mi ogromny kawałek ciasta drożdżowego ze śliwkami i niebotyczną ilością bitej śmietany. Mieszkał w podwórku za kawiarnią. Miał piękny ogród na dachu… Fantastyczne wspomnienia. Nikt nie liczył kalorii, a te wakacje smakowały bosko. Od tamtego czasu nie widziałam wuja. Kiedy więc znów przyjechałam do miasta, trzeciego dnia majowej wyprawy postanowiłam odwiedzić tą najpiękniejszą, najmniejszą kawiarnię świata. Pamiętałam tylko nazwę ulicy, nawet n

Podróż do Monachium. Laurka

Zacznę od laurki. Moja podróż do Monachium była przede wszystkim turystyczna, ale i trochę sentymentalna i terapeutyczna. Urwałam się z domu jak pies z łańcucha. Rzuciłam się w wir poznawania i smakowania miasta. Pod swój dach przyjęli mnie Aga i Christian. Moje kulinarne wspomniania zacznę więc od nich. Aga jest wegetarianką. Christian nie. Ich dzieci też nie. Aga gotuje w domu. Aga gotuje bardzo smacznie. Reszta rodziny nie protestuje. Byłam u nich całe cztery dni. Codziennie zachwycałam się tym, co Aga przygotowała. Dziękuję J Tak jak powiedziałam tak zrobię. Paprykarz. Danie, które zawsze mi się kojarzyło z wypadami pod namiot, graniem na gitarze i kuchnią bardziej niż polową. Był to nieodłączny element razem z mielonką turystyczną młodzieżowych wypadów za miasto. Doprawdy nigdy mi przez myśl mi nie przeszło, że to można zrobić samemu. A tu proszę! Niespodzianka! Proste danie, a jakie dobre.   Aga, dzięki za przepis. Paprykarz Puszka filetów śledziowych w pomidorach (może być

U fryzjera o kuchni

Kiedyś   była audycja w radiu „Przy muzyce o sporcie”, dla odmiany dziś brałam udział w spotkaniu „U fryzjera o kuchni”. Przed wyjazdem w wielki świat chciałam zrobić porządek na głowie i pojechałam przefarbować się na blond do mojej ulubionej fryzjerki Anety do Lubonia. Przy okazji załapałam się na kawałek tortu i fajną dyskusję o kulinariach. Było o: - kotletach na 5 sposobów, - okolicznych knajpach, - cateringu domowym, - niezbędności zimnego bufetu na imprezie, - zwyczajach komunijnych i osiemnastkowych, - wyższości pyz z dobrym sosem nad frytkami i wiele innych Prawie dwie godziny farbowania, strzyżenia, czesania, suszenia  i... wirtualnego gotowania.  Ku mojemu zachwytowi,  w dyskusji udział brały nie tylko Panie. Wiem, że nie jestem wyjątkiem, ale na każdym kroku dopadają mnie tematy kuchenne. Gdziekolwiek się nie pojawię – czuję zapachy jedzenia, z kim nie rozmawiam – zawsze kończy się na jedzeniu, nawet gdy podsłuchuję strzępy rozmów obcych ludzi na u

Nalewka kokosowa

Sobota wieczór. Moja mam jest dla mnie niedoścignionym ideałem w kuchni. Ona mnie uczy smakować, gotować, przede wszystkim mnie inspiruje. Nalewki zaczęłam mieszać także po jej wpływem. Nalewką kokosową po prostu kiedyś mnie poczęstowała z pytaniem "Córcia, jak Ci smakuje moje najnowsze dzieło?". Smakowało i to bardzo. Tak nam zasmakowało, że wypiłyśmy we dwie cały zapasik, noc była długa, a przy każdym kieliszku mlaskałyśmy z zachwytu. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym sama nie porwała się na to cudo i nieco nie zmodyfikowała mamusiowego przepisu. Przepis jak na większość nalewek jest banalny. Podaję, bo smak jest wyborny :-) Delicja dla wszystkich słodkopijców i likieromaniaków. Do dużego słoja z IKEA dodać około 300 dag wiórków kokosowych i skórkę otartą z 1 cytryny, zalać skondensowanym, słodzonym mlekiem oraz alkoholem (rum 700 ml, wódka ok. 300 ml). Po 3 miesiącach przetrzeć przez sito. Nalewka osobno – alkoholowe wiórki osobno. Nalewkę wiadomo należy

Słodkie sakiewki

Nie spodziewałam się, że ta majówka będzie taka intensywna. Co prawda zrobiłam sobie wcześniej listę rzeczy, które bardzo bym chciała zrealizować w tym czasie, ale potraktowałam ją dość luźno. Ponieważ zawsze jak coś zaplanuję okoliczności mi nie sprzyjają, to do wspomnianej listy nie przywiązywałam się byt ortodoksyjnie, w końcu majówka to czas odpoczynku. Jednym z nieoczekiwanych, a niezwykle miłych zdarzeń tego tygodnia była wizyta mojej mamy i jej przyjaciółki – cioci Jagi. Panie przyjechały na prawie 3 dni i zrobiły mi nie lada niespodziankę. Do tego wpadły do kuchni, a ja z nieukrywaną przyjemnością słuchałam opowieści z podróży, nowych przepisów i patrzyłam jak przygotowują pyszności … Rzadko komuś oddaję pole w tej dziedzinie, ale mama i ciocia mnie zaczarowały i nie miałam wyjścia. Najbardziej mi się podobał pomysł na super szybki deser - słodką przekąskę z ciasta francuskiego - SŁODKIE SAKIEWKI Opakowanie ciasta francuskiego Owoce z kompotu Ugotowan