Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2013

DYNIA - królowa jesieni

Ciasteczka dyniowe Jest niczym rozkokoszona na jesiennym tronie baronowa… jak rozpieszczona do granic przyzwoitości przez wrześniowe słońce królewiątko… jak naburmuszona swym nadmuchanym ego królowa jesieni… wielka, okrągła, dumna dynia. Zawsze mnie intrygowała i fascynowała. Ma niesamowicie intensywny smak. Z łatwością wyczuwam ten aromat w każdej potrawie, do której ją dodaję. A staram się różnorodnie wykorzystywać ten ogromny dar losu. W tym roku nie miałam swoich dyni, ale zostałam obdarowana przez teścia, któremu pięknie obrodziły dynie na kompoście. Uprawa ekologiczna – 100% nawozu naturalnego. Nieco odstraszała mnie zawsze jednak wielkość dyni. Jak już rozkroję jedną, to muszę ją wykorzystać do końca, a zwykle trafiały mi się egzemplarze w wersji XXL, więc roboty było co nie miara. Wyobraźnia miała co robić. W tym roku były więc powidła z dyni, placki dyniowe, zupa dyniowa, ciasteczka dyniowe… Ola przywiozła jeszcze pyszną naleweczkę dyniową. A sezon się

Barcelona cześć I. Na targu

  Uwielbiam takie miejsca. Na małej połaci skupiają się tu najpiękniejsze smaki, zapachy i kolory miasta. Dodałabym jeszcze instynkty, choć zdaję sobie sprawę, że w większości tylko te (a może aż te) związane z pożądaniem i ukrytymi pragnieniami. Zawsze wizyta na lokalnym rynku lub targu wzbudza we mnie duże emocje. Coś w rodzaju podekscytowania, żeby nie użyć słowa podniecenia zmieszanego z ciekawością. Coś w rodzaju oczekiwania zasłużonej nagrody. Nie ważne czy rynek jest w Wieleniu czy w Barcelonie. Instynkty muszą zostać zaspokojone! Rynek musi zostać odwiedzony. Ale się rozpędziłam. Po takim wstępie zastanawiam się, jak w pokojowy sposób przejść do tematu kulinarnego. W Barcelonie szczęście mi sprzyjało. Odwiedziłam dwa targi. Jeden łikendowy na placu przed kościołem Santa Maria del Pi. Trafiliśmy tam snując się bez celu gotyckimi uliczkami. Zatrzymaliśmy się w jednej z kawiarenek wyczuleni na lokalne czary. Niby nic. Kilka straganów… a na nich cuda. Tu wystawiali się

Cukinia mniam mniam

  Cukinie dostałam w prezencie od Maryli. Bardzo się ucieszyłam, bo bardzo ją lubię. I cukinię i Marylę. U niej w ogrodzie obrodziły i życzliwie dzieliła się nimi z innymi. W moim w tym roku ich zabrakło, znaczy zagapiłam się wiosną i nie posiałam. Uważam, że cukinie są niedocenione w kuchni. Niektórzy traktują je jako wypełniacz. Może dodatek do lecza, do zupy... One same w smaku są dość neutralne. Jak się doda cukru, są słodkie, gdy soli – słone. Ja lubię z nich robić placki, takie jak ziemniaczane tyle, że bez pyrków, a właśnie z cukinią. Lubię trzeć je na grubych oczkach, poszczególne kawałeczki wtedy pięknie rumienią się na gorącej patelni. Ale może dla odmiany podam przepis. Jedna cukinia (starta na grubych oczkach), posolona i odsączona z woda Jedna duża cebula pokrojona w kostkę Jajko Mąka Pieprz, sól do smaku Filozofia robienia placków jest tak skomplikowana jak kichanie. Znaczy zadanie proste, robi się samo,   a efekt zaskakujący. Co dalej?