Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2013

Love Pomidorove

Wcale nie miałam tego w planach. W tym roku w ogóle nie chciałam zabierać się za pomidory. Nawet namiętnie nie gromadziłam słoików, jak w ubiegłych latach. To akurat zemściło się na mnie „pędzikiem”. Miałam przez pół wakacji leżeć chora w łóżku i pachnieć. Miałam odpoczywać w miękkich pieleszach na kanapie przed telewizorkiem i kopytkiem na temblaku. No ale cóż. Życie pisze lepsze scenariusze, niż nasze marne ziemskie plany. Miała być operacja kolana, pusta głowa i laba. Operację odwołano, więc rzuciłam się w wir działań. Czy się rzuciłam czy zwyczajnie nie zdążyłam jeszcze wyhamować, kwestia rozstrzygnięcia na inną okazję, ważne że działałam. W każdym razie, gdy któregoś popołudnia przejeżdżałam ulica Nową w Palędziu i na bramie jednego z sąsiadów zobaczyłam tabliczkę POMIDORY, nie umiałam się opanować. Zatrzymałam się natychmiast, z myślą, że jeśli dziś nie kupię pomidorków, to na pewno jutro już ich nie będzie. Za całe 40,- Złotych polskich kupiłam 10 kg cudownych, niew

Porzeczkobranie

Początek lipca to dla mnie zawsze przygoda z czerwonymi porzeczkami. Za dawnych czasów porzeczki czekały na mnie w Romanowie, na naszej działaczce za Rzgowem. Tyle, że kiedyś obieranie krzaczków z czerwonych kuleczek dłużyło mi się niemiłosiernie i nie było moim ulubionym zajęciem. Jakkolwiek banalnie to zabrzmi - czasy się zmieniły, perspektywa poszerzyła i podejście do zrywania owoców w sadzie też. Gdy teraz zasiadam przed krzakiem na stołeczku z miską przed sobą, to wiem, że czeka mnie absolutny, niezbędny i konieczny reset. Kilka godzin NIEmyślenia, NIEstresowania się, bez rozważań egzystencjalnych i zasadniczych, bez zmartwień i wyzwań. Tylko lekka praca fizyczna na świeżym powietrzu, zwykle w słoneczku, bez pośpiechu i nic więcej. W życiu bym nie przypuszczali, że zbieranie poprzeczkę może tak relaksować. Dochodzi jeszcze jeden pozytywny aspekt porzeczkowania - soczek . U mnie w domu z porzeczek robiło się wino, u męża wyrabiało się sok i tę tradycję postanowiłam ko

Czereśniowo

  Spokojnie mogę powiedzieć, że gdybym nie była truskawką, byłabym czereśnią. Są to moje najukochańsze owoce na świecie. Choć czasem zajadając się innymi owocami mogłabym w przypływie nagłej namiętności powiedzieć o innych to samo, będzie to, że zacytuję naszą Panią Wójt, pomówieniami i oszczerstwami. Czereśnie może nie są sensem mojego życia, ale bez nich mój świat byłby duuuużo uboższy. W całym moim życiu targana najgorętszymi emocjami wspinałam się na wysokie drzewa, aby zdobyć choć jedną, malutką, czerwoną czeresienkę. Drzewka na działce rodziców broniłam jak lwica przed moim bratem i szpakami. I absolutnie nie zraża mnie to, że w tym roku znów są cholernie drogie. Wczoraj, gdy wieczorem wracałam z Opalenicy, tuż przed Bukiem odkryłam sad czereśniowy. Niepozorny, ale skrywający skarby cenniejsze dla mnie niż kapusta. I znów poczułam się jak nastolatka. Podskakiwałam z radości na widok drzewek oblepionych owocem. Biegałam jak dziecko między roślinkami z aparatem fotogr