Przejdź do głównej zawartości

Barcelona cześć I. Na targu

 

Uwielbiam takie miejsca.
Na małej połaci skupiają się tu najpiękniejsze smaki, zapachy i kolory miasta. Dodałabym jeszcze instynkty, choć zdaję sobie sprawę, że w większości tylko te (a może aż te) związane z pożądaniem i ukrytymi pragnieniami. Zawsze wizyta na lokalnym rynku lub targu wzbudza we mnie duże emocje. Coś w rodzaju podekscytowania, żeby nie użyć słowa podniecenia zmieszanego z ciekawością. Coś w rodzaju oczekiwania zasłużonej nagrody. Nie ważne czy rynek jest w Wieleniu czy w Barcelonie. Instynkty muszą zostać zaspokojone! Rynek musi zostać odwiedzony.

Ale się rozpędziłam. Po takim wstępie zastanawiam się, jak w pokojowy sposób przejść do tematu kulinarnego.
W Barcelonie szczęście mi sprzyjało. Odwiedziłam dwa targi. Jeden łikendowy na placu przed kościołem Santa Maria del Pi. Trafiliśmy tam snując się bez celu gotyckimi uliczkami. Zatrzymaliśmy się w jednej z kawiarenek wyczuleni na lokalne czary. Niby nic. Kilka straganów… a na nich cuda. Tu wystawiali się lokalni wytwórcy. Swojskie miodki, kiełbaski, serki, cukiereczki J

 
Od razu zakupiliśmy największego „śmierdziela” (ser owczy) na całym rynku, który idealnie komponował się z podawanym w zmrożonych kuflach San Miguel. Ciepłe wieczory w stolicy Katalonii nastrajają mnie zawsze pozytywnie. Siedzenie przy jednej z tysiąca barcelońskich kawiarenek i przyglądanie się jak snuje się tłum... bezcenne.
 

Troszkę to miejsce przypomniało mi biblijne stragany wyrzucone z hukiem ze świątyni. Od kościoła co prawda dzieliło je kilkanaście metrów, ale widok wystawionych przed turystów smakołyków i ich ceny na pewno nie miało zbyt wiele wspólnego z naukami Franciszka.

 
A drugi targ to zabytkowy, stały punkt programu wszelkich przewodników i półprzewodników Targ La Boqueria (Mercat de Boqueria) przy głównym turystycznym deptaku La Rambla w sercu metropolii.
Mijając bramę już wiedziałam, że trafiłam do raju.









.



 
 
 
W takich miejscach czuję się jak mała dziewczynka w drodze na lody w nagrodę po udanej klasówce. Przestępuję z nogi na nogę. Przewracam oczami to w lewo, to w prawo. Chaotycznie biegam od straganu do straganu gadając do siebie, a właściwie wyrzucając z siebie milion zrozumiałych w każdym języku monosylab typu „łoł”, „ahh” albo „super”. Śródziemnomorskie kolory, zapachy, tłum gapiów, tłum kupców… Do tego tysiące owoców i warzyw, których w życiu nie widziałam, lokalnych specjałów, słodyczy i innych nieodszyfrowanych jak dotąd z nazwy pyszności. Jest tam głośno, gwarno, magicznie…

Są tez ryby, mięsa, moje ukochane owoce morza, bary. Wszystko w jednym miejscu. Pod jednym dachem. Wszystko się miesza, przenika. Słodkie ze słonym. Dzień z wieczorem. Ludzie się przepychają. Sprzedawcy głośno zachęcają do zakupów. Udają, że wszystko jest na sprzedaż. Turysta to klient pożądany. Zapłaci każdą cenę za upatrzony towar. Targuje się niewielu. Głównie tacy, którym, aż tak nie zależy.

 
 
 



Od tych zachwytów mój mini aparat fotograficzny się zagrzał. Trzeba było na chwilę się zatrzymać, najlepiej w knajpce tuż obok rynku, w którym były najlepsze gamblas (krewetki) jakie jadłam kiedykolwiek. Ale o tym później J



PS. Zaczęłam to pisać gdzieś między chmurami nad morzem Śródziemnym w drodze do domu.
A skończyłam na malinowej kanapie późną nocą.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Łosoś kiszony

W ubiegły weekend brałam udział w uroczystościach związanych z I Komunią Świętą naszej chrześnicy. Uroczystość zacna, piękna, uduchowiona. Dziecko zadowolone i odpowiednio zmotywowane. Wbrew panującej modzie uroczysty obiad odbył się w domu, tak jak drzewniej bywało. Obiad przygotowali właściwie wszyscy. Każdy coś wniósł od siebie. Nawet jeśli nie gotował w kuchni, to szykował stół. Menu było tradycyjne, ale takie jak wszyscy lubią. Przystawka: kiszony łosoś na sałacie z octem balsamico. Zupa: rosół z makaronem Danie główne: schab ze śliwką, zrazy wołowe, młoda kapusta, sałatka marchewkowa z jabłkiem, młode ziemniaczki, kluski śląskie Deser: tort, sernik, szarlotka z lodami *** Wszystko co powyżej już kiedyś gotowałam, piekłam i pichciłam. Jedynie łosoś kiszony mnie zafrapował. Mama zdradziła mi na szczęście jak go zrobiła i teraz mogę się z Wami podzielić dobrą nowiną. Bo proste to, a pyszne!! Bardzo świeży płat łososia należy oczyścić i umyć, oskrobać

Łódeczki z cykorii z serem pleśniowym, gruszką i orzechami

Każdy na pewno ma swoje TOP TEN kulinarne, spisane lub ujawniające się przy wyjątkowych okazjach. Na mojej liście bardzo wysokie miejsce zajmuje ser z niebieską pleśnią, najlepiej w duecie z gruszką lub winogronem. Kiedy za oknem pogoda nastrajająca melancholijnie, siąpi deszcz, wiatr zwiewa czapki z głów, trudno się skupić, lubię zrobić coś nie pracochłonnego, prawie dietetycznego, zawsze smakowitego -   łódeczki z cykorii serem pleśniowym z gruszką i orzechami. 2 cykorie 100 gram sera z niebieską pleśnią (typu rokpol) 1 słodka gruszka garść orzechów włoskich ocet balsamiczny Przygotowanie super proste. Na listku cykorii ułożyć pokrojone w cienkie plasterki gruszki, pokruszyć ser, dodać kilka kropel octu balsamicznego i udekorować orzechem. Nigdy nie mam dość J

O miodzie i pszczołach

Przeprowadziłam ostatnio wywiad z fantastyczną rodziną pszczelarzy Teresą i Michałem Bartkowiakami z Konarzewa. Ale było sympatycznie, choć niczego nie konsumowaliśmy i nie wąchaliśmy, wszem i wobec unosił się słodki zapach miodu. Wszak rozmawialiśmy o pszczołach i miodzie. Ale było smacznie. Wywiad ukazał się na www.pulsgminy.pl oraz w grudniowym wydaniu miesięcznika Puls Gminy. Do poczytania. *** Gmina miodem płynąca Dziś smaczny temat. Nie wyobrażam sobie Świąt Bożego Narodzenia bez miodu. No bo jak przygotować kutię, pierniki czy makowce bez tego tradycyjnego dodatku. W związku z tym, że Święta za pasem, zapraszam do poczytania o pszczołach i miodzie. *** Czy wiecie, że w Gminnym Kole Pszczelarzy w Dopiewie zarejestrowanych jest 20 pasiek pszczelich, w których stoi 1.081 uli. W kolejnym roku może zostać zarejestrowanych kolejne 4 pasieki. - W tym roku zbiory były lepsze niż w roku ubiegłym, ale należy pamiętać że ubiegły rok był wyjątkowy zły. – Mówi Ryszard